Robiąc zakupy raz w tygodniu zauważamy że wydajemy coraz więcej. Drożeje już prawie wszystko. Jeśli ktoś notuje wydatki tak jak ja to
łatwo zauważyć że za podobne zakupy rok temu wydawał ok. 200 zł to obecnie
trzeba wydać 220 zł lub nawet 250 zł. Najbardziej zauważalny wzrost cen
nastąpił na pieczywie, cukrze, mące, owocach i warzywach, nabiale oraz na wielu innych produktach.
Dalsze prognozy dla cen żywności są coraz
bardziej niepokojące. Eksperci są pewni, że to nie koniec wzrostu i
prognozują kolejne wzrosty, nawet rzędu
40-45% w przypadku zbóż, olejów i nabiału, a przede wszystkim masła.
Dlaczego tak się dzieje?
Jest
wiele przyczyn. Jedną z nich jest to skutek wzrostu podatku VAT. To nie tylko
wzrost o jeden punkt podatku ale wprowadzona została dodatkowa stawka 5 % na
nieprzetworzoną żywność obejmującą
warzywa, owoce, ryby, mleko, jaja czy wiele innych jeszcze produktów. Najbardziej ubolewam na wprowadzeniu 5% stawki podatku VAT na książki. Tak niewiele Polacy czytają książek a tu jeszcze taka znacząca podwyżka! Wiadomo
trzeba ratować fatalną kondycję finansów publicznych – tylko dlaczego naszym
kosztem? Przyczyny wzrostu cen żywności
to rosnący popyt na żywność w takich krajach jak Chiny, Indie czy Rosja. Wzrost cen żywności rozpoczął
się jesienią ub. roku na skutek
susz i pożarów jakie nawiedzały tereny Rosji, Ukrainy i
Kazachstanu. Sytuacji nie pomogą tegoroczne powodzie w Australii.
Pośrednio do podwyżek
przyczyniamy się również my sami inwestorzy, kupując certyfikaty na produkty
spożywcze, dostrzegając w tym sektorze szanse na zarobek. Wzrost zainteresowania
tymi produktami winduje również wzrost notowań cen żywności. Duży wpływ na
wzrost cen ma inflacja. Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w styczniu wzrosły o 3,8% w stosunku do stycznia 2010
roku, a w porównaniu z grudniem 2010 roku wzrosły o 1,2%, podał Główny Urząd
Statystyczny.
Co jeszcze
odchudza nasze portfele.
Pamiętajmy jednak że w budżecie
- wydatki to nie tylko żywność. Dochodzą do tego wydatki na media takie jak
woda, ścieki energia ciepło. Oszczędzajmy na tych mediach jak tylko można – bo
w co niektórych miastach podwyżki sięgają nawet 22%. W moim mieście drożej o
10% się płaci się również za ciepło dostarczane do mieszkań. Podwyżki nie
ominęły energii elektrycznej średnio o 5% czy wywozu śmieci. Jedynym medium
które staniało od tego roku o ok. 3% to gaz. Ale to jest małe pocieszenie bo
PGNiG przygotowała już wniosek o zmianę (podwyżkę) taryf. Tak więc na niewiele
przydała nam się ta chwilowa obniżka cen taryf.
W ostatnich miesiącach
znacznie odchudzają nam portfele wizyty na stacjach paliw. Cena benzyny
bezołowiowej E95 dochodzi w wielu regionach Polski do 5 zł, natomiast ON przekroczyło
dawno już 4,5 zł. Tankowanie baku paliwa to obecnie równowartość ¼ tysiąca zł.
Coraz bardziej odczuwamy spadek wartości naszych
pieniędzy. A prognozy dla Polski i świata są coraz bardziej niepokojące.
Skoro dziś, średnio na zakupy miesięcznie, rodzina 3-4 osobowa przeznacza w granicach 1.100- 1.200 zł to przy ich średnich wspólnych zarobkach wynoszących
4.600 zł netto na samą żywność wydaje około 25% dochodów a gdzie czynsz,
prąd, gaz, kredyty czy inne opłaty. Jeszcze gorzej mają osoby zarabiające ustawowe
minimum – czyli 960 zł netto.
Z roku na rok na nasze wydatki musimy pracować coraz dłużej gdyż przez
ostatnie lata pensje rosły wolniej niż inflacja.
Policzmy teraz za średnią naszą pensję ile możemy kupić
poszczególnych produktów:
- chleb 1kg – 983
szt.,
- mleko 1 l - 1026
l,
- cukier 1 kg – 674 kg,
- mięso (kurczak) 1 kg – 146 kg,
- masło 250 g – 638 szt.,
- woda mineralna – 1242 l,
- benzyna E95 – 502 l,
- diesel – 513 l,
- piwo – 590 l,
- kawa 0,5 kg – 124 szt.,
- czekolada 100 g – 787 szt.,
Dla przykładu statystyczny Niemiec, który zarabia w
granicach 2.100 Euro netto jest w stanie więcej kupić ze swojej średniej pensji czy wręcz ma większe możliwości oszczędzania.
Gdy my Polacy, pracujemy jeszcze na jedzenie, nasi zachodni sąsiedzi pracują już na swoje oszczędności.
Niestety my żyjemy od pierwszego do pierwszego i niewiele udaje nam się zaoszczędzić.
Tegoroczne podwyżki spowodują, że oszczędności odejdzie na dalszy plan – tak
coraz częściej mówią Polacy.
Więc co robić
aby choć trochę zaoszczędzić?
Zapraszam do
kolejnych wpisu na blogu.
Podwyzki nie omijaja jednak innych krajow. Moze w stosunku do Polski sila nabywcza innych Europejczykow jest wyzsza, ale oni tez narzekaja na inflacje i rosnace ceny.
OdpowiedzUsuńCóż dobra lodówka, zamrażarka, gazetki z 4 sklepów, i robienie zakupów na miesiąc w przód jak jest okazja :] Z dnia na dzień bardziej doceniam ten sposób kupowania.
OdpowiedzUsuńOtóż ta siła nabywcza w Polsce za średnią pensję kupisz 500 litrów ON a innym kraju 1500 litrów lub więcej.
OdpowiedzUsuńAkurat przed przeczytaniem tego artykulu skonczylam robic zakupy spozywcze online. Mialam okazje zauwazyc co podrozalo, co stanialo (tak, niektore rzeczy tanieja). A zakupy hurtowe zrobilam w tym sklepie, w ktorym byla promocja na preferowane towary. W innym sklepie dokupie jeszcze hurtowo jeden produkt i bede miala zapas jedzenia na miesiac.
OdpowiedzUsuńPorownywanie ile mozna kupic litrow paliwa za minimalna stawke godzinowa w Uk i PL to moj staly przyklad w rozmowach z kolegami samochodziarzami. Uzywam tego porownania od czasu jak wyjechalam do UK.
To wszystko prawda co napisałeś, ale taka mnie refleksja teraz naszła, że wystarczyłoby, aby wszystkie kraje dookoła miały gorzej niż my i już by nie było tego całego narzekania ;) Jest źle nie dlatego, że nam czegoś brakuje do życia, tylko dlatego, że ci obok mają więcej ;p
OdpowiedzUsuńno trudno Holender zarabia min 1350 EURO, z czego za kawalerkę płaci sie ok 350 z opłatami na jedzenie i inne 100 i zostaje 900 na inne potrzeby a u nas ? co zrobisz za 950zł ?? http://blog-inwestora.blogspot.com/2011/02/zycie-w-polsce-zagranica.html
OdpowiedzUsuńhmm to wzrost cen napędza inflacje, a nie inflacja wzrost cen jak wynika z tego tekstu ;)
OdpowiedzUsuńdobry post, chociaz moze nieco zbyt pesymistyczny, trzeba się skupic na oszczędzaniu, nie tylko pieniędzy ale właśnie mediow, np. zmiana taryfy elektrycznej czy zaprzestanie mycia naczyń pod bieżącą wodą itp. ja czekam aż się zima skonczy, bo miesiecznie to 200-250 pln dodatkowych opłat za mieszkanie ;)
tak teraz popatrzyłem też na swój spis wydatków, to jeśli chodzi o żywność faktycznie jest drożej, chociaz na to może mięć też wpływ zmiana struktury naszych zakupów, ale trend jest rosnący od 600 pln na początku 2010 roku, do 750 pln w styczniu 2011...
Kamil, mylisz się. Ceny rosną bo jest inflacja (spadek wartości pieniądza), a nie odwrotnie.
OdpowiedzUsuńCeny są podnoszone z uwagi na spadek siły nabywczej pieniądza, czyli właśnie z uwagi na inflację.
Robiłem podobne porównanie w 2007 roku, gdy myślałem o ew. przeprowadzce - http://matipl.pl/2007/03/09/zycie-w-polsce-jest/
OdpowiedzUsuńAle nie jest tak źle ;) Jak człowiek chce to pensja też idzie w górę...
@Kamil - Inflację napędza dodruk pustej kasy. Pieniędzy jest coraz więcej, więc można więcej kupić. Zwiększona podaż powoduje wzrost cen.
OdpowiedzUsuńPoza tym puste dolary wędróją do różnych Goldmanów i Morganów, którzy w jeden dzień mogą kupić tyle certyfiaktów na cukier, ryż, pszenicę czy cokolwiek co cała Afryka razem wzięta konsumuje przez rok.
Psychicznie jest coraz trudniej. Z cenami bym nie przesadzał.
OdpowiedzUsuńTak na pocieszenie powiem, że pączki dotknęła 50% deflacja w tym roku, i w realu będą po 0,49zł sztuka. Myk jest taki, że trzeba brać 9 lub 24sztuki. Takie same w rok temu w lidlu i na te święta płaciłem po 99 groszy. Nie ma jak czwartkowe wielkie wpier*lanie :D
Drożej wyjdzie nam jeździć od sklepu A po produkt a do sklepu B po produkt b - bo akurat jest w tych sklepach promocja. Koszt paliwa nie mówiąc o czasie przekroczą upust. Może pozostają sklepy online? Choć trudno będzie się przestawić na spożywkę online.
OdpowiedzUsuńz roku na rok jest wyraźnie coraz ciężej, a o lepiej płatne zajęcie wcale nie jest łatwo. Do ogólnych podwyżek żywności na rynkach światowych, ropy itd. dochodzi to, że rząd robi nas w konia. Mówią o podwyżce vat o 1% co roku, a tu np. na książki vat idzie na 5%, na kwiaty z 3% na 8% (ojciec siedzi w tej branży), na ubranka dla dzieci bodajże z 5 na 23%. Męczy mnie ta rzeczywistość..
OdpowiedzUsuńDobrze to ująłeś.
OdpowiedzUsuń@sas, byłem z buta, samo zdrowie.
OdpowiedzUsuń@ Marcin
OdpowiedzUsuńButy też kosztują.
Polska szara rzeczywistość zanim będziemy bogaci musimy nauczyć się oszczędzać a w naszym kraju o to coraz trudniej :/
OdpowiedzUsuńFajny blog pozdrawiam Paweł
http://milioner132.blogspot.com/
Witaj milioner132.
OdpowiedzUsuńOszczędzanie to pierwszy krok na drodze do bogactwa. Następny to odpowiednie inwestowanie. Przyda się również upór.
Dzięki - pozdrawiam.
Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń